piątek, 18 marca 2011

Węgier, który z miłości do kobiety zagrał w reprezentacji Polski!

Czy wyobrażacie sobie reprezentację Polski, w której białą koszulkę z orzełkiem na piersi zakłada jedenastu naturalizowanych zawodników? Niektórzy z nich to piłkarze o ciemnej karnacji skóry! Jestem ciekaw, jak zaśpiewaliby hymn Polski. Czy w ogóle by zaśpiewali… I czy Manuel Arboleda mógłby zostać ich nauczycielem!
Byłaby to komiczna scena, aczkolwiek realna. Ta jedenastka składałaby się z następujących zawodników: Erwin Zelazny (Francja, FC Nantes) - Manuel Arboleda (Kolumbia, Lech Poznań), Timothee Kolodziejczak (Francja, Olympique Lyon), Damien Perquis (Francja, FC Sochaux), Sebastian Boenisch (Niemcy/Polska, Werder Brema) – Ludovic Obraniak (Francja/Polska, OSC Lille), Hernani (Brazylia/Polska, Korona Kielce), Roger Guerreiro (Brazylia/Polska, AEK Ateny), Maor Melikson (Izrael, Wisła Kraków), Adam Matuszczyk (Niemcy/Polska, 1. FC Koeln) – Robert Acquafresca (Włochy, Cagliari). Boenisch, Obraniak, Roger i Matuszczyk już dostąpili zaszczytu gry w biało-czerwonych barwach! Kto będzie następny?
Reprezentacja Polski coraz częściej szuka wzmocnień w ligach silniejszych niż nasza. Nie mówię, że jest to zły pomysł, bo w przeszłości kilku piłkarzy udowodniło, że warto było dać im polski paszport.
Dzisiaj sporo krytykuje się Emmanuela Olisadebe, który wyjechał na piłkarską emeryturę do Chin. A przecież to właśnie ten piłkarz, po 16-letniej przerwie, zapewnił nam awans na Mistrzostwa Świata w 2002 roku. „Oli” dzięki strzelanym bramkom był bożyszczem kibiców.



Roger Guerreiro również wniósł wiele świeżości do gry „biało-czerwonych”. Kto oglądał mecz Polski z Austrią na Mistrzostwach Europy, ten wie, o co mi chodzi…
Niemal codziennie słyszę opinię, ze Olisadebe był pierwszym naturalizowanym obcokrajowcem w naszej reprezentacji. Cóż za kłamstwa!!!
W 2004 roku jeden występ w kadrze zanotował Wahan Geworgian, ale akurat on wcześniej był bezpaństwowcem i w reprezentacji zagrał mając wyłącznie paszport Polski. Jeszcze wcześniej, bo przed wojną był Jerzy Bułanow, który urodził się w Moskowie. „Buła” szybko jednak się asymilował i będąc już wyłącznie Polakiem dostąpił zaszczytu gry w naszej kadrze.
Kto więc był pierwszym? Kilkadziesiąt lat temu był taki zawodnik, który wystąpił w reprezentacji Węgier i Polski! Nazywał się Rudolf Patkolo, a właściwie Rezso Patkolo. I to o nim będzie dzisiejsze opowiadanie – o pierwszym naturalizowanym obcokrajowcu, który został „biało-czerwonym”!

Rudolf Patkolo (trzeci od lewej, odwrócony tyłem) z kolegami z reprezentacji Węgier.

Jakże mało informacji krąży o zawodniku, który zakładał trykot węgierskiej drużyny w okresie największej świetności naszych „bratanków”.   
Patkolo urodził się w stolicy Węgier -  Budapeszcie. Będąc małym chłopcem zapragnął być piłkarzem . Chciał grać  w zespole, który robił furorę na świecie. Nie był jednak na tyle uzdolniony, by trafić do giganta Ujpestu Budapeszt. Swoich sił próbował więc w Ujpeście Egylet. Następnie grał pierwszoligowym  Gamma Budapeszt. W piłkę kopał do 1944 roku. Gdy miał 22 lata nazistowskie Niemcy siłą zabrali go na przymusowe roboty. Gdyby nie ta przykra historia to Patkolo nigdy nie zagrałby w reprezentacji Polski. Dlaczego?

Mało kto wie, że naturalizowany "Węgier" (pierwszy od lewej) lubił stroić sobie żarty z innych. Z reprezentacji Polski też!

W Niemczech poznał kobietę. Z Włocławka. Zakochał się. Po wojnie, z miłości, podążył za nią do naszego kraju. Chciał kopać dalej w piłkę. Kontynuował karierę w Kujawiaku, potem przeszedł do ŁKS Łódź. Grał krótko, gdyż musiał wracać do ojczyzny po odpowiednie dokumenty pozwalające mu na stały pobyt w naszym kraju. Na Węgrzech miał pobyć kilka tygodni.  Został kilkanaście miesięcy, ponieważ spełniło się jego marzenie  - został piłkarzem słynnego Ujpestu. Grał na tyle dobrze, że selekcjoner Tibor Gallowich powołał go na dwa mecze reprezentacji Węgier. Patkolo zagrał cały mecz przeciwko Austrii 5:2 i pierwszą połową spotkania z Włochami 2:3. Za partnerów miał m.in. Sandora Balogha, Ferenca Szuszę, Gyulę Zsengellera oraz Ferenca Puskasa! Cóż za doborowe towarzystwo!

Reprezentacja naszych "bratanków" w 1947 roku.

Kto wie, może Patkolo miałby więcej występów w reprezentacji Węgier, gdyby nie tęsknił za żoną.
Wrócił do Polski. Dalej reprezentował barwy łódzkiej drużyny. Pod koniec 1948 roku otrzymał polskie obywatelstwo. Zmienił imię na Rudolf.  Kilka miesięcy później (dokładnie w październiku 1949) zagrał w barwach swojej drugiej ojczyzny. Trener Wacław Kuchar powołał go na mecz z Bułgarią 3:2 i Czechosłowacją 0:2. Trzeci i ostatni występ zaliczył niemal trzy lata później w spotkaniu z Rumunią 0:1. I na tym zakończyła się kariera naturalizowanego Węgra w reprezentacji Polski. Patkolo imponował techniką i często popisywał się sztuczkami. Niestety, był słabym punktem w naszej drużynie. – „Rozczarował nas w wielkim stopniu” – pisał po meczach reprezentacji "Przegląd Sportowy".

Spełniło się marzenie Patkolo (drugi od lewej), który zagrał w Ujpeście Budapeszt.
,
Patkolo już na stałe pozostał w Polsce. Grał jeszcze w Polonii Bydgoszcz i Wiśle Kraków. Po zakończeniu kariery pracował jako trener.       
Kilkadziesiąt lat później pojawił się kolejny naturalizowany piłkarz. Był to Emmanuel Olisadebe…

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz